TKB w Żywcu

Ten okropny deszcz

To właśnie deszcz był największym przeciwnikiem organizatorów w trakcie drugiego dnia imprezy. Najpierw przegnał uczestników konkursu kapel, instrumentalistów i śpiewaków ludowych z małej estrady na Rynku do sali Miejskiego Centrum Kultury w Żywcu. Tam swoje popisy wokalne i instrumentalne prezentowali wykonawcy z różnych zakątków gór, nie tylko polskich, ale i czeskich. Wśród wykonawców pojawiła się coraz bardziej popularna Fickowa Pokusa, czyli duet instrumentalistów Marcin Pokusa i Przemysław Ficek. Kunszt gry na skrzypcach przez Marcina Pokusę był długo jeszcze komentowany przez członków pozostałych ekip.
Wieczorem impreza przeniosła się do amfiteatru „Pod Grojcem”. Tam jako pierwszy wystąpił „Mały Haśnik” z Żabnicy. I co tu dużo ukrywać, chociaż zespół wystąpił poza konkursem, to i tak zebrał bodaj największe w ciągu dnia oklaski. Młodzi i bardzo młodzi wykonawcy i wykonawczyni pokazali, że mają program przygotowany w każdym calu. Zachwycali dokładnością i precyzją wykonania. Jeśli w dalszym ciągu będą się tak rozwijać, za kilka lat są murowanymi kandydatami na sięgnięcia po Złote Żywieckie Serce.
W ramach 42. Festiwalu Folkloru Górali Polskich zobaczyliśmy kolejne zespoły walczące o wspomniane wcześniej Złote Żywieckie Serce. „Skalni” z Krakowa pokazali w programie zwyczaje związane z Zielonymi Świątkami. Można było obejrzeć między innymi opalanie zboża i góralskie ognisko. „Przyszowianie” z Przyszowej zaprezentowali zwyczaje związane z okresem żniw. Przyglądająca się pokazowi publiczność z zachwytem podziwiała kunszt młócenia przy pomocy cepów. Tradycyjnie w znakomitej formie byli &bdqubdquo;Oldrzychowianie” z Oldrzychowic. Polacy z Zaolzia od lat są jednymi z faworytów konkursu, gdyż tam od lat pielęgnuje się polskie, góralskie tradycje.
Zespoły zagraniczne były reprezentowane przez kolumbijski zespół „Zaite” z Yopalu. Piękny, kolorowy, co chwila zmieniający stroje. Na to by go zobaczyć warto było poczekać dość długą chwilę, w trakcie której stroiła się kolumbijska kapela.
Największe brawa bez uznania należą się żywieckiej publice, która mimo ulewnego deszczu nie zraziła się i siedziała na widowni do ostatniego taktu zagranego w niedzielny wieczór.